KuPamięci.pl

Krzysztof Kowalski


* 24.02.1973

 

+ 12.11.2010

Miejsce pochówku: Warszawa, cm. na Marysinie Wawerskim

,

woj. mazowieckie

pokaż wszystkie
wpisy (26)
Licznik odwiedzin strony
48624
Pewnego dnia przemknę most między dwoma światami i zmyję wszystkie smutki w błękicie się zanurzę i w szczęściu rozpłynę końca mej drogi a początek wszystkiego! (...)
Zgłoś SPAM
Bądź za mną także jutro... nie pytaj o sens. Odpowiedz jest krótka - wraz z Tobą wędruje mój cień. Bądź ze mną o poranku, w chaosie dnia, w ciszy nocy bezsennej, gdy gwiazdy przestaną błyszczeć... Bądź
Zgłoś SPAM
24 LUTY......każdego roku...
Różyczka wraz z modlitwą na urodziny...
Zgłoś SPAM
12 LISTOPAD...
Modlitwa,ciepłe płomyczki i CISZA...dla Ciebie...
Zgłoś SPAM
Człowiek żyje tak długo jak długo żyje pamięć po nim. Dużo myślę nad tym co się wydarzyło w naszej rodzinie. Zadaję sobie mnóstwo pytań , na które nie mam odpowiedzi. Krzysztof rozmawiał ze mną zawsze miło i ciepło , choć często mieliśmy różne zdanie. Winna jestem Mu kilka ciepłych słów i dlatego zdecydowałam się napisać. Minął rok jak nasz Krzysztof odszedł. Stojąc nad grobem uświadomiłam sobie, że odszedł człowiek dobry, uczciwy i w oczach rodziny- wielki! Tak ,to prawda. Zawsze służył nam pomocą .Zaskoczyła mnie jego reakcja , kiedy mój Wiesiek miał poważny wypadek samochodowy. Jego decyzja wyjazdu do szpitala w Łomży była dla mnie rozkazem. I nic w tym może niezwykłego by nie było, gdyby nie fakt, że Krzysiek był w trakcie naświetlań. I tak jeździliśmy naświetlania, śniadanie, Łomża i powrót do W-wy .Ostatnim jego rodzinnym przedsięwzięciem było zorganizowanie naszym rodzicom niespodzianki- imprezy jubileuszowej. Krzysiek był głównym inicjatorem takiej formy prezentu dla rodziców. Bardzo cenił i szanował naszych rodziców. Kuchnię naszej mamy uwielbiał. Nie tylko On! Dziś wiem, że w ten sposób chciał im podziękować za wszystko co dla jego rodziny zrobili. Miesiąc później Krzysiu odszedł. Tego dnia był bardzo słaby, choroba mu dokuczała. Chciałam. nasze rodzinne spotkanie odwołać, ale Krzyś się nie zgadzał. Było mi przykro i żle kiedy prowadziłam go po schodach restauracji. Miałam łzy w oczach, a On powiedział tylko „Jakiś słaby się zrobiłem. Nie mam w ogóle siły, denerwuje mnie to” Była to spotkanie radości i łez. Niewiele mówił, zaszklone jego oczy mówiły same za siebie. Krzysztof był dla nas inteligentnym, kreatywnym, wysportowanym, rodzinnym ,towarzyskim z dużym poczuciem humoru facetem. Czasami zawzięty i uparty w swoich przekonaniach. Ciągle zapracowany i zabiegany. Żył szybko i intensywnie.. Śmiało podejmował kolejne wyzwania. Szalone pomysły nie były mu obce. Zawsze zazdrościłam swojej siostrze ,że jej mąż potrafił spontanicznie zorganizować rodzinne wyjazdy. To On był tą siłą napędową, która nakręcała wspólne wycieczki w różne miejsca. Jak ten do Buenos Aires. Jest drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia 2008. Mała szklaneczka whisky ze szwagrem sprowokowała szalony pomysł- „ Ela! Lecimy do Argentyny ?! Są teraz tańsze bilety. Co Ty na to?” Moja siostra z niedowierzaniem słuchała i śmiała się. Nie zdążyła przemyśleć. Od pomysłu do realizacji to była już tylko chwila. Komputer pod ręką, parę kliknięć i wybrana data oraz miejsca w samolocie. Pada pytanie ze strony Krzyśka „Ela! Kliknąć?!” i poszło. Było wtedy u nas wesoło. Taki Krzysiek był, czasami szalony. Ela lubiła te jego spontaniczne pomysły. Krzysztof zwiedził wiele miejsc na świecie , ale w Argentynie go jeszcze nie było. Chciał odwiedzić brata Roberta. Wymarzony lot miał się odbyć 9.05. Życie napisało swój scenariusz. Dwa dni wcześniej Ela z Krzysiem usłyszeli tę najmniej oczekiwaną diagnozę. Karolina i Kinga były zawiedzione, że wycieczka została odwołana, nic nie rozumiały co się dzieje. Krzyś zaczął toczyć heroiczny bój z chorobą nowotworową. Mimo łez, które u niego widziałam, zarażał innych optymizmem oraz pogodą ducha. Imponował pozytywnym nastawieniem, Przez 1,5 roku walczył z wyniszczającą fizycznie i psychicznie chorobą. Było to życie pełne trosk, kłopotów i niepokoju, cierpienia i bezsilności, ale i dużej nadziei... 12 listopad 2010- piątek, parę minut po 15-tej odbieram telefon-„Przyjeżdżaj natychmiast! Z Krzysiem jest źle!!!” Pokonanie odległości 30 km między naszymi domami było najszybsze w moim życiu. Stoimy z Martą na czerwonym świetle ok. 300m od celu, przychodzi sms od Karoliny „Tata nie żyje”. Dzwonię do niej- „ciociu to prawda ,tata nie żyje”. Pod blokiem stała karetka. To była dla mnie nadzieja ,że Karolina się myli. Nadzieja umarła kiedy zobaczyłyśmy się przy windzie. Nigdy nie zapomnę rozpaczy Kingi i Karoliny. Byli już rodzice i Marcin. Nikt z nas nie wierzył w to co się stało. Mojej drogiej siostrze Eli oraz dziewczynkom został tylko ból, żal, smutek, złość i rozczarowanie. Życie toczy się dalej, muszą /ale nie mogą/ pogodzić się z tym, że ukochanej osoby już nie ma. Ela z Krzysiem byli ze sobą bardzo mocno związani. Byli dla siebie nawzajem oparciem. Brakuje im Krzysia w każdym dniu. Nie mają z kim pogadać o codziennych sprawach, brakuje wspólnych zabaw i buziaków na dobranoc. Najbardziej brakuje go w te smutne dni kiedy to każdy z nas potrzebuje tak normalnie przytulić się do ukochanej osoby. Ela, Karolina i Kinga bardzo tęsknią. Rodzina, znajomi nie są w stanie wypełnić pustki po Krzysiu. Bywam z nimi i to widzę. Kiedy piszę o tym wszystkim bardzo trudno pogodzić się z myślą , że od roku nie ma Krzysia już wśród nas......tak ciężko o Tobie mówić, że byłeś.... Ela! Bądź taka jaka jesteś- wrażliwa, troskliwa, czuła i silna! Twój Krzyś Cię wspiera i jest dumny! Dacie radę! Robert napisałeś, że czas nie leczy ran... Masz rację . Dla mnie tylko je pogłębia. Elu., Kinguniu i Karolinko wasz Tata na zawsze będzie w naszych sercach i w naszej pamięci. Małgosia P.S. Zwracam się z prośbą do wielkiego grona znajomych Krzysztofa. Jeżeli ktoś z Was wyraża chęć i odwagę, i pragnie podzielić się wspomnieniami, niech to uczyni, a w ten sposób powstanie pamiętnik- pamiątka dla dziewczynek. Mają swoje wspomnienia, zdjęcia, filmy, opowieści rodziny. Są jeszcze małe, za parę lat docenią wspomnienia innych o ich tacie Krzysztofie.
Zgłoś SPAM
Krzysiu, wszyscy jesteśmy kotami z wiersza, który Wisława Szymborska napisała po śmierci bliskiej osoby... -Kot w pustym mieszkaniu- Umrzeć - tego nie robi się kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany. Ocierać się między meblami. Nic niby tu nie zmienione, a jednak pozamieniane. Niby nie przesunięte, a jednak porozsuwane. I wieczorami lampa już nie świeci. Słychać kroki na schodach, ale to nie te. Ręka, co kładzie rybę na talerzyk, także nie ta, co kładła. Coś się tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma. Do wszystkich szaf się zajrzało. Przez półki przebiegło. Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło. Nawet złamało zakaz i rozrzuciło papiery. Co więcej jest do zrobienia. Spać i czekać. Niech no on tylko wróci, niech no się pokaże. Już on się dowie, że tak z kotem nie można. Będzie się szło w jego stronę jakby się wcale nie chciało, pomalutku, na bardzo obrażonych łapach. I żadnych skoków pisków na początek.
Zgłoś SPAM
nocna rozmowa
spotkałem Cię jeden raz w życiu Krzysiu , ja ,Ty i Twój ojciec przegadaliśmy całą noc, poruszyliśmy historię , filozofię, nauki ścisłe i biologię , tak po polsku ,wszystkiego po trochu i nic nie dokończone.Umówiliśmy się na następne spotkanie , którego już nie będzie. Z woli Boga odebrano Ciebie rodzinie i społeczeństwu które tak bardzo potrzebuje takich ludzi, ale widocznie tam też jesteś potrzebny by błyszczeć wiedzą i inteligencją. Irek Mieczkowski Kolno
Zgłoś SPAM
Krzysiu tak wiele rzeczy budzi moje wspomnienia o Tobie, codziennie myślę o Tobie. Gdy Maks ostatnio zajął 2 ie miejsce w zawodach zrobiłem zdjęcie dyplomu i chciałem wysłać rodzinie żeby się pochwalić, pierwszą osobą o której pomyślałem byłeś Ty...zawsze bardzo interesowałeś się Maksa osiągnięciami w szkole dałeś poczuć, że go bardzo kochasz-zresztą tak jak nas wszystkich, byłeś wzorowym wujkiem i ojcem chrzestnym. Niestety nie mogłem już wysłać do Ciebie... Jestem przekonany, że mimo że odszedłeś z tego świata cały czas czuwasz nad nami, Elą dziewczynkami i resztą rodziny. Mam nadzieję, że teraz w niebie jest Ci lepiej, że nie czujesz już bólu, tylko ta myśl pozwala jakoś akceptować to co się stało ponad miesiąc temu. Byłeś dla mnie zawsze wzorem do naśladowania, niestety nie udawało mi się to zawsze , ale się starałem i będę starać dalej tak żebyś mógł być dumny ze mnie patrząc z Nieba. Często rozmawiam z Robertem i za każdym razem ciężko nam się powstrzymać od płaczu. Byłeś zawsze częścią naszego życia i zostaniesz nią na zawsze. Mimo, że dzieliła nas spora odległość to zawsze wiedziałem, że mogę na Ciebie liczyć na Twoją dobrą radę bądź pobudzającą do działania krytykę. Mógłbym pisać w nieskończoność o Tobie, o nas. Nigdy nie zapomnę ostatniej mojej wizyty u Ciebie, widziałem Cię na dwa dni przed śmiercią 10 listopada. Pomimo małej ilości sił siedziałeś ze mną i Marcinem i rozmawialiśmy...Gdy wychodziłem wróciłem się przytuliłem Cię i powiedziałem " trzymaj się brat, kocham Cię bardzo dbaj o siebie" to niestety był ostatni raz gdy byliśmy razem...Kiedyś spotkamy się braciszku tam w niebie i będziemy mogli znowu dyskutować na różne tematy, przytulić się i poprostu być razem. Kocham Cię i to nigdy się nie zmieni pamięć o Tobie zostanie zawsze w moim Moniki i Maksia sercu.
Zgłoś SPAM
Krzyniu
Oddałabym wszystko, żeby móc jeszcze raz Cię zobaczyć i przytulić. Tak wiele mnie nauczyłeś. Pokazałeś jak żyć i walczyć do końca. Byłeś i jesteś moim Aniołem Stróżem i dziękuję Bogu za to, że właśnie mnie wybrałeś, a ja mogłam poznać prawdziwą miłość i być szczęśliwą kobietą-mężatką. Wraz z Twoim odejściem, odeszła część mnie. Mam nadzieję, że nauczę się jeszcze cieszyć życiem, tym bardziej że mam jeszcze nasze wspaniale Córki, ale dziś jest ciężko… mieliśmy tak wiele marzeń. KOCHAM CIĘ - Ela
Zgłoś SPAM
Nasz Ukochany Tatusiu
Chciałabym podziękować Tobie Tatusiu za wszystko co dla mnie i mojej siostry Kingi zrobiłeś. Pamiętam do dziś nasze wszystkie wspólne wyjazdy, wycieczki. Zawsze miałeś szalone i ciekawe pomysły, które wspólnie realizowaliśmy. Pamiętam także jak jeździłam z Tobą na wycieczki rowerowe w góry. Pełno u nas w domu było Twoich kolegów i koleżanek, bo dobrze się z nimi dogadywałeś. Miałeś ich wielu. Byłeś taką osobą która wpadała w pamięć każdemu. Zawsze angażowałeś się bardzo w mój i Kingi rozwój. Jeździłeś z nami na zawody sportowe, do teatrów, na różne konkursy. Bardzo Kochałeś Naszą Mamę. Bardzo chciałeś abyśmy wyrosły na odpowiedzialne i mądre osoby. Zawsze mówiłeś nam też, że trzeba być Dobrym Człowiekiem. Gdy dowiedziałam się, że chorujesz Tato na nowotwór chodziłam do 3 klasy i było to kilka dni przed naszym wspólnym wyjazdem do Argentyny, dokładnie 7 maja. Na początku płakałam, że nie jedziemy tam, ponieważ nie wiedziałam, że ta choroba jest aż tak poważna. Po kilku miesiącach brania leków poczułeś się lepiej i normalnie funkcjonowałeś. Dokładnie rok po tym okazało się, że choroba nawróciła. W wakacje Tato znalazłeś się w szpitalu. Leżałeś tam parę tygodni i wyszedłeś z niego. Miesiąc po tym okazało się, że choroba dalej postępuje. I znowu do szpitala, bo zacząłeś się dusić przez płyn. Po czasie wróciłeś do domu lecz miałeś już mało siły na nasze domowe przyjemności. W końcu nadszedł ten dzień, 12tego listopada, gdzie czułeś się Tato słabiej. Przed Twoja śmiercią jeszcze pożartowaliśmy sobie trochę, przepytałam Cię z francuskiego z 2 słów „cyfra” i „zaleta”. No i około 15.15 odszedłeś tak nagle, nic nie poczułeś, po prostu zamknąłeś oczy… Dziękuje Ci tato za wszystko co dla mnie, Kingi i Mamy zrobiłeś. KOCHAMY CIĘ TATO Chciałabym wspólnie z Mamą podziękować wszystkim za to, że jesteście tutaj razem z nami w tą ostatnią drogę Taty. W szczególności ogromne podziękowania dla Dziadków oraz dla Przyjaciół Naszego Domu – Marcina, Radka, Karola. Dziękujemy
Zgłoś SPAM
Wspomnienie o Przyjacielu
Droga Elu, Karolinko, Kingusiu, Szanowni Rodzice, Robert, Grzesiek, Drodzy Zebrani, Nie jest łatwo dziś powiedzieć cokolwiek, bo wielu z nas ma serca przepełnione bólem i od ostatniego piątku nie może się odnaleźć. Czujemy straszną pustkę. Czujemy, jakby zniknęła część naszego świata. Czujemy, że już nigdy nie będzie tak jak było, gdy mogliśmy dzielić nasze dni i godziny z Krzyśkiem. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że ta cała sytuacja to jakiś koszmarny sen, że nastąpi przebudzenie i, że wszystko będzie dobrze, ale niestety rzeczywistość okazała się bezwzględna. Krzysiek był człowiekiem wielkiego ducha i nieprzeciętnej inteligencji. Był pełen ambicji i chęci do życia, osobą prawą i starającą się zmienić świat na lepsze. Był powszechnie lubiany i szanowany a Swoją osobowością przyciągał do siebie wiele osób. Bezgranicznie oddany rodzinie – swej żonie Eli i ukochanym córkom Karolinie i Kindze. Był jedynym w swoim rodzaju przyjacielem i znajomym. Uważnym słuchaczem i bacznym obserwatorem otaczającej rzeczywistości. Wygrał w życiu wiele bojów – niestety okrutna choroba okazała się silniejsza. Krzysiek urodził się 24.02.1973 roku. Już jako młody chłopiec wyróżniał się wśród swoich rówieśników charyzmą i rozlicznymi zainteresowaniami. Po zakończeniu szkoły podstawowej trafił do liceum im. Stefana Batorego w Warszawie. Tam spędził 4 lata, które zawsze wspominał niezwykle ciepło i z ogromnym sentymentem. Często podkreślał, że to właśnie okres liceum miał bardzo silny i pozytywny wpływ na rozwój Jego osobowości. Z tamtych lat wywodzą się również Jego pierwsze przyjaźnie, które rozwijał i pielęgnował do ostatnich Swoich dni. Po maturze rozpoczął studia na Wydziale Matematyki Uniwersytetu Warszawskiego. Po kilku latach opuścił progi uczelni nie tylko z dyplomem magistra, ale z czymś – a właściwie kimś – znacznie ważniejszym. To właśnie podczas studiów poznał Swoją przyszłą żonę: Elę. Ela również studiowała Matematykę pracując równolegle w bibliotece Wydziału Matematyki. Wiele godzin zajęć zamiast w sali wykładowej Krzysiek spędził właśnie tam – razem z Elą. Początkowe zauroczenie przerodziło się szybko w prawdziwą miłość. Pod koniec studiów Krzysiek rozpoczął pracę w Telekomunikacji Polskiej, z którą – jak się później okazało – związał się na długie lata. Bardzo szybko dał się poznać, jako osoba ponad przeciętna. Dowodem tego były odnoszone sukcesy i następujące po sobie awanse. Wkrótce, w wieku zaledwie 30 lat, z roli początkującego, szeregowego pracownika został dyrektorem dużego departamentu, w którym kierował zespołem ponad 50 osób. Dał się poznać, jako doskonały manager, którego działania – pomimo młodego jeszcze wieku – charakteryzowały się zawsze dużą dojrzałością. Ponad wszystko cenił ludzi, w trudnych sytuacjach dążył do kompromisu a w obliczu problemów starał się traktować je, jako kolejne wyzwania a nie przeszkody. Było to doceniane nie tylko przez przełożonych, ale przede wszystkim przez kolegów z zespołu. Dowodem tego jest fakt, że z szeregiem z nich do tej pory utrzymywał serdeczne, koleżeńskie a wręcz przyjacielskie relacje. Ostatnie 3,5 roku życia zawodowego spędził w Atos Origin. Był tam członkiem zespołu zarządzającego i pomysłodawcą wielu działań, dzięki którym – właśnie w tym czasie – firma bardzo dynamicznie się rozwinęła. Krzysiek – podobnie jak we wcześniejszej pracy a także w życiu prywatnym – wyróżniał się niezwykle wysoką kulturą osobistą, spokojem i opanowaniem. Był erudytą, którego zawsze słuchało się z największą przyjemnością. Wielu kolegów lubiło wejść na chwilę do pokoju Krzyśka, aby przy kawie i w miłej atmosferze porozmawiać zarówno o sprawach zawodowych jak i osobistych. W czerwcu 1998 roku Krzysiek i Ela pobrali. Już wkrótce – bo w kolejnym roku – przyszła na świat ich pierwsza córeczka: Karolinka, a 5 lat później Kinga. Obie dziewczynki były oczkiem w głowie Krzyśka, który bardzo często – z prawdziwą ojcowską dumą – chwalił się ich osiągnięciami. Był kochającym ojcem i mężem. Pomimo wielu obowiązków zawodowych i bardzo ograniczonego czasu zawsze starał się wygospodarować go jak najwięcej dla najbliższych. Bardzo lubił spędzać czas z rodziną np. grając wspólnie długimi godzinami w rozmaite gry planszowe. Rodzina była dla Krzyśka bardzo ważna. Koleje losu rozrzuciły jego braci po świecie: Grześka do Szczecina a Roberta aż do Argentyny – to jednak nie osłabiło bliskości ich relacji. Cały czas się wzajemnie wspierali i - jak tylko było to możliwe - odwiedzali i wspólnie spędzali czas. Podobnie było w stosunku do rodziców (zarówno Swoich jak i Eli). Krzysiek zawsze okazywał im wiele miłości i szacunku. Krzysiek miał wiele pasji. Uwielbiał czytać (o książkach mógł dyskutować długimi godzinami) i słuchać muzyki. Wiele podróżował. Grał w koszykówkę, jeździł na nartach a nawet skoczył ze spadochronem. Był doskonałym tancerzem, który jak rzadko kto, potrafił rozkręcić każdą zabawę. Miał znakomite poczucie humoru i niewyczerpane pokłady optymizmu, którym wszystkich zarażał. Był duszą towarzystwa. Kochał życie! Niestety, półtora roku temu zdiagnozowano u Niego chorobę nowotworową. Straszna wiadomość, która wielu spośród nas całkowicie by załamała. Ale nie Krzyśka. On postanowił wziąć sprawy we własne ręce i walczyć. Od samego początku był w pełni przekonany, że wygra. Jego pozytywna energia wręcz emanowała na innych. Siła i hart ducha, z jaką Krzysiek podjął nierówną walkę z chorobą, wobec której kapituluje współczesna medycyna, była niesamowita. Pierwsze miesiące choroby napawały optymizmem. Jesienią choroba się cofnęła i Krzysiek nawet wrócił do pracy. Niestety, wiosną tego roku wszystko wróciło i to ze wzmożoną siłą. Krzysiek walczył do ostatnich dni, ale ostatecznie choroba okazała się silniejsza. Przez cały ten trudny czas wspierany był przez najbliższych, ale przede wszystkim przez Elę. Krzysiek nazywał Ją swoim lekarzem prowadzącym. Była przy Nim cały czas. Opiekowała się Nim oraz wspierała i motywowała w chwilach największego załamania. Do samego końca dodawała Mu sił i energii do dalszej walki z chorobą. Na wieść o śmierci Krzyśka jeden z bliskich kolegów napisał: „Jesteśmy tyle warci, ile pamięci o nas pozostaje u innych. Ja Krzycha nie zapomnę nigdy…”. Krzysiu, zawsze będziemy o Tobie pamiętać. Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach.
Zgłoś SPAM
-
Powiadom znajomych
Imię i nazwisko:
Adres e-mail:
-
-
Elżbieta Kowalska
17.11.2010