Jolanta Pełczyńska - Kijanowska
* 19.06.1932
+ 20.12.2013
Miejsce pochówku:
Warszawa, cm. Powązkowski
woj. mazowieckie
„Zabieramy ze sobą, co dajemy innym”
Dwudziestego grudnia odeszła zmęczona ciężką chorobą Jolanta Pełczyńska-Kijanowska.
Urodzona w Gniazdowie k. Częstochowy, w rodzinie mariawickiej, gdzie panują miłość, szacunek i szczęście. Jolancie i jej rodzeństwu nie jest dane jednak długo się cieszyć tym szczęściem. Na krótko przed wojną, też przed świętami Bożego Narodzenia, umiera jej ojciec Leon Pełczyński.
Lata okupacji są dla wdowy i jej dzieci tragiczne. W 1941 r. Jolanta z matką i siostrą zostaje deportowana do obozu koncentracyjnego w Czechowicach-Dziedzicach (filii obozu w Oświęcimiu), a potem do Choszczna na Pomorzu. Pobyt w obozie odciska na młodej dziewczynie straszne piętno. Trudy obozu, nieludzkie traktowanie dzieci pozostawiają trwały ślad w jej psychice i być może są jedną z przyczyn poważnych chorób, które nękają ją w dorosłym życiu.
Później zsyłka na roboty do majątku ziemskiego Konraden (dziś Wielgoszcz w woj. zachodnio-pomorskim). W końcu powrót do rozszabrowanego siedliska w Gniazdowie i zaczynanie wszystkiego od początku.
Matka Jolanty chce zapewnić córkom wykształcenie. Jolanta Pełczyńska kończy liceum, trochę pracuje w szkole i z tej pracy czerpie wiele radości i zadowolenia. Jest urodzonym pedagogiem, wychowuje młodzież w duchu prawdy i szacunku dla innych. W końcu studia, najpierw na Uniwersytecie Jagiellońskim a potem – Warszawskim. Oddalona od domu rodzinnego nigdy nie oddala się jednak od swego ukochanego, mariawickiego kościoła. W Warszawie odnajduje swoją parafię na Woli i pozostaje jej wierna do ostatnich chwil swojego życia.
Dalsze życie Jolanty Pełczyńskiej związane jest już do końca z Warszawą. Tu jako geograf- klimatolog pracuje w zawodzie, w Instytucie Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Kocha swoją pracę, daje jej ona wiele satysfakcji.
W Warszawie zakłada też rodzinę i wychowuje dzieci. Wychowuje je na dobrych ludzi, w duchu mariawickim. O ile jej czas pozwala, jest zawsze z nimi na adoracji, na niedzielnych nabożeństwach. Tak jak jej matki i siostry, także i jej nigdy nie opuszcza głęboka wiara, wiara w Dzieło Miłosierdzia.
Gdy wydaje się, że dla rodziny Kijanowskich nastały wreszcie pomyślne lata, pojawiają się kolejne dramaty – poważna choroba Jolanty, a także nieuleczalna, neurologiczna choroba jej siostry Bolesławy. Siostra Jolanta opiekuje się nią do ostatnich chwil życia, Jest najczulszą opiekunką, najlepszą pielęgniarką. W międzyczasie umiera też ich matka – Antonina Pełczyńska.
Te wszystkie dramaty Siostra Jolanta znosi pokornie, głęboko wierząc, że tylko przy pomocy Bożej i Matki Najświętszej pokona wszystkie kłopoty i zmartwienia.
W czasie choroby siostry zaczyna działać w Stowarzyszeniu Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera. Stara się pomagać chorym i ich rodzinom. Organizuje turnusy rehabilitacyjne, świetlice dla chorych, wigilie, spotkania. Wraz z córką pisze książkę – poradnik dla rodzin i opiekunów osób z chorobą Alzheimera. Wszystko robi z wielkim sercem i zaangażowaniem, z miłości do bliźniego, bo taką postawę wyniosła z domu rodzinnego i uważa, że taki obowiązek nakłada na nią jej mariawicka wiara.
Działa też w Stowarzyszeniu Amazonek „Żonkil”. Jest członkiem Stowarzyszenia Dzieci Byłych Więźniów Obozów Koncentracyjnych. Ma wiele materiałów dotyczących swojego pobytu w obozie, ale nie starcza już jej czasu i sił, żeby te wspomnienia spisać.
Najważniejsza jest dla niej rodzina. Wielką miłością otacza swoje dzieci i wnuki. Zawsze ma czas na rozmowę, wspiera je emocjonalnie w trudnych sytuacjach. Siostra Jolanta to pogodnego usposobienia człowiek, na którego można liczyć w każdej sytuacji. Dla przyjaciół zawsze serdeczna, obdarzona wyjątkowa mądrością życiową.
W każdym człowieku widzi dobro. Jej głęboką wiarę, taką prawdziwą, płynącą z serca czuje się w jej postępowaniu na każdym kroku. Ileż ekumenizmu jest w jej poglądach. Ma tylu przyjaciół, tylu bliskich sobie ludzi, którym pomaga, dokąd starcza jej sił.
Kiedy przychodzą na nią w ostatnim okresie życia straszne cierpienia, prosi o modlitwę. „Módl się za mną” prosi. Sama modli się gorliwie prosząc Boga o miłosierdzie.
Ma jeszcze tyle planów, ale widocznie wola Boża jest inna. Bóg powołuje ją do siebie, tak jak kiedyś jej ojca przed najradośniejszymi świętami – Bożym Narodzeniem. Wierzymy, że na drugą stronę życia zabiera ze sobą całe to dobro, które dała innym ludziom.
Kochana Jolu należałaś do osób, których nie sposób zapomnieć, ogromnego serca, piękna, skromna i utalentowana.
Odeszła nasza Wspaniała Koleżanka. Wieloletnia działaczka ruchu alzheimerowskiego,oddana chorym na chorobę Alzheimera i ich rodzinom. Niezastapiona wrażliwa osoba. Bardzo nam Jej brak. Łączymy się w żalu z Rodziną Joli
Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.J. Twardowski
Kondolencje dla Rodziny, odeszla Mama, ktora dzieci kochala ponad wszystko.